Dla nas było to oczywiste...

Wszystko toczyłoby się normalnie, gdyby nie to, że Pani Róża zaczęła chorować. Lekarz sprowadzony przez matkę stwierdził, że to gruźlica i trzeba chorą wywieźć na wieś. Pani Róża i Janka zostały umieszczone w Milanówku, w domku letniskowym. Pani Róża trzymała Jankę blisko siebie i Janeczka się zaraziła. Po 1,5 miesiąca matka pani Marii zabrała je z Milanówka i od razu umieściła panią Różę w Szpitalu Dzieciątka Jezus. „Lekarze i siostry zakonne bardzo czule się tam nią zajmowały. Matka gotowała jej różne specjały, których my nie mieliśmy nawet w domu. Dla nas było to oczywiste”- mówi pani Maria.

Na łożu śmierci Pani Róża wyznała matce pani Marii, że ma w Ameryce brata o nazwisku Zwanzigar. Wyjechał tam w wieku 16 lat. Matka dostała od Pani Róży jego adres, żeby po wojnie się do niego zgłosić. „Matka przepisała adres i powszywała zapiski w nasze kożuchy”- wspomina Pani Maria. Po wojnie Jance udało się skontaktować z wujem.