Mama była spontaniczna i od razu się zgodziła ale Ojciec miał pewne opory...

Ratowanie rodziny Feldmanów było zbiegiem okoliczności. Pani Maria chodziła do liceum im. Emilii Plater w Warszawie i nie miała styczności ze środowiskiem żydowskim. „Ojciec uważał że nie należy popierać handlu żydowskiego. Nie mówiło się mu o zakupach w Żydowskich sklepach w naszej kamienicy. Jednak cała rodzina była poruszona faktem prześladowania Żydów (opaski, budowa getta)”- wspomina pani Maria.

Nasz dom przy ul .Twardej był bardzo zaangażowany w konspirację. Odbywały się tu komplety gimnazjalne i był jeden pokój dla dziewcząt z medycyny, z Latającego Uniwersytetu. Przez pewien czas w domu ukrywała się też Zofia Kossak-Szczucka (powinowata mojej matki) i jej syn Witold Szatkowski.

Zofia Kossak-Szczucka, nazywana przez nas Ciocią, była współorganizatorką Żegoty. Z oddaniem zajmowała się misją ratowania żydowskich dzieci i „upychała” je w polskich rodzinach inteligenckich” Na początku ’42 roku, zwróciła się z prośbą o przechowanie dwóch Żydówek, matki Róży Feldman oraz jej córki Janki. Uciekły one z getta krakowskiego. „Mama była spontaniczna i od razu się zgodziła ale Ojciec miał pewne opory. Musiał się szybko zdecydować, ale bał się narażać całej rodziny. Jednak Cioci udało się go ubłagać”

Pani Maria i jej rodzina uważali że naturalnym obowiązkiem chrześcijanina jest pomoc innym w trudnej sytuacji.