Kiedy tam dotarliśmy, to okazało się, że jest nas aż 11 osób!

„Nie wiedziałam, czy matka i Jerzy przeżyli Powstanie. Co jakiś czas dochodziły nas słuchy o krwawych zajściach w Kolonii Staszica. Pytałam się jednej z przypadkowych uciekinierek, co się tam dzieje. Powiedziała tylko „proszę pani… tam jatka była.”” W tym czasie Matka Pani Marii razem z grupką ocalałych przeszła przez Pole Mokotowskie (przeprowadzeni przez Jerzego przez pole kapusty i ogródki działkowe) i zatrzymali się na wysokość Politechniki Warszawskiej.

Zostali rozlokowani w gmachu Architektury przy ulicy Lwowskiej, gdzie Batalion Radosława „przygarnął” Batalion Odwet.

„Mama przysłała na Twardą łącznika, który zobaczył mój napis kredą na murze i dzięki temu udało nam się spotkać” - opowiada Pani Maria.

Pani Maria uciekała razem z rodzicami, Jerzym i Janką, czołgając się przez wykop w Alejach Jerozolimskich. Dotarli do mieszkania przyjaciela Ojca Pani Marii - Aleksandra Janowskiego (krajoznawca, założyciel Polskiego Towarzystwa Krajoznawczego). „Nie zatrzymaliśmy się tam długo, ponieważ ten dom również został zbombardowany. Mama znalazła w mieszkaniu na Lwowskiej jeden pokój u znajomych i tam mieszkaliśmy do końca powstania” -opowiada Sprawiedliwa.

„Po upadku Powstania 8 października wyruszyliśmy z Lwowskiej na tułaczkę. Musieliśmy się przekradać i dzięki przemytnikom udało nam się dostać do Rzeszy. Ojciec miał zezwolenie na pracę, co w jakimś stopniu nas chroniło”- wspomina Pani Maria.

Rodzinie Jętkiewiczów udało się dotrzeć do Płocka. Zatrzymali się u brata Mamy, który mieszkał tam od dłuższego czasu. Brat Matki Pani Marii-Mieczysław był wysiedlony ze swojego domu i razem z żoną i trójką dzieci mieszkali w drewnianej nadbudówce nad kurnikiem (2 pokoje i kuchenka). „Kiedy tam dotarliśmy, to okazało się, że jest nas aż 11 osób! Wuj, ciotka, trójka dzieci, w tym jedno niemowlę, gosposia z córką, mama, ojciec Janka i ja”- śmieje się Pani Maria. Matka Pani Marii uprzedziła Wujka Mietka, że Janka jest uratowanym dzieckiem żydowskim i pytała się wuja czy się nie boi. „Wuj był bardzo honorowym człowiekiem i powiedział. że skoro moja siostra uratowała dziecko żydowskie, to i on musi mieć w tym udział”- wspomina Pani Maria.